Forum Anita Sokołowska Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Opowiadania o Lenie i Witku :-)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 119, 120, 121 ... 129, 130, 131  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Anita Sokołowska Strona Główna -> Anita w serialach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anna Z
gaduła.



Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 174 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:49, 11 Lip 2012    Temat postu:

Piękne! Taki wakacyjny klimat.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gość
gaduła.



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 3183
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:58, 11 Lip 2012    Temat postu:

Aniu, uroczo!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:45, 14 Lip 2012    Temat postu:

Część 92

wiem to, czuję: życie mnie nie mija


O szybę uderzały coraz większe krople deszczu. Lena podeszła do okna:
- Akurat zdążyliśmy. Witek? Co ty tam...
Nim dokończyła, odwróciła się, a wtedy w drzwiach zobaczyła męża rozmawiającego przez telefon:
- Jesteśmy, właśnie weszliśmy. Co? Nie, przyjechaliśmy przed południem, ale najpierw wybraliśmy się na wycieczkę krajoznawczą. No... Jasne, przekażę. Ty też pozdrów Ewę od nas. No, do zobaczenia, pa.
- Wojtek - oznajmił, odkładając komórkę na półkę. - Masz od nich pozdrowienia.
- Dzięki. Domyśliłam się - odparła wesoło.
- Mówił też, że trzeba będzie się umówić, spotkać jakoś na dłużej, a nie tak w biegu ciągle. Teraz tak samo: oni przyjadą w poniedziałek rano, my już we wtorek wracamy - opowiadał.
- W środę mamy już dyżur, taki grafik. Zresztą oni też są lekarzami - zauważyła.
- Taa... Tyle, że mają własną klinikę - odpalił.
- Ejj, nie bądź złośliwy. - uśmiechnęła się.
- Nie jestem. - podszedł bliżej.
- Słuchaj, tak sobie myślę... Może byśmy ich kiedyś zaprosili do nas? - zaproponowała.
- No dobra. Trzeba tylko zapytać, kiedy będą w Warszawie - rzekł.
- Wow! - parsknęła śmiechem.
- Co? - zdziwił się.
- Powiedziałeś to bez cienia ironii - wyjaśniła swoją reakcję.
- Tak, tak. To miał być komplement czy jak? - podpuszczał ją.
- Właśnie nie wiem - stwierdziła z figlarnym błyskiem w oku.
- Osz ty! - wziął znajdującą się w pobliżu poduszkę i rzucił nią w stronę kobiety, trafiając wprost w jej ręce. Ona odwdzięczyła się tym samym. Latoszek zaś schylił się, w efekcie czego puchowy jasiek wylądował na walizce.
- Osz ty! - przedrzeźniała go Lena, która po chwili ponownie złapała lecącą ku niej poduszkę. Następnie położyła się na łóżku, kładąc ją sobie pod głowę. Witek usiadł obok, na brzegu materaca.
- Co się tak patrzysz na mnie? - spytała radośnie, czując na sobie jego wzrok.
- A tak... Bo lubię - oświadczył niby żartem, na co żona rozjaśniła się jeszcze bardziej:
- To miał być komplement czy jak?
W odpowiedzi mężczyzna nachylił się nieco.
- Tak - szepnął Lenie do ucha. Na jej twarzy zagościł promienny uśmiech, natomiast Witek niemal od razu kontynuował:
- No... Co robimy? Idziemy coś zjeść?
- O, świetny pomysł! - przyglądała mu się rozpromieniona.
Rozpakowali bagaż, a potem poszli na obiad.

Wieczorem rozpogodziło się, dlatego wybrali się jeszcze na krótki spacer brzegiem jeziora.
- No nie! Przegapiliśmy zachód. Chociaż... W sumie to i tak dziś niewiele było widać. Zresztą tak samo teraz z księżycem. - zerknęła na zachmurzone niebo.
- Tak, tak. Jak wstaniesz wcześnie rano, to może na wschód uda ci się załapać - przekomarzał się z nią.
- Wstaniemy - poprawiła go.
- Chwila, moment. To nie ja chcę go oglądać - wtrącił.
- Ja go chcę oglądać z tobą. - ścisnęła mocniej jego dłoń.
- Przekonałaś mnie - zaśmiał się. - Skąd ten pomysł z tym słońcem? - drążył.
- Tak po prostu? - bardziej stwierdziła niż zapytała. - W Grecji widzieliśmy, a tu nie zobaczymy?
- W Sokołowie i w Toruniu też nie - skwitował przekornie.
- Jeszcze nie - podkreśliła.
- No dobra, to następnym razem albo jeszcze następnym. Tylko musisz skończyć oprowadzać mnie nocą po mieście, bo wtedy to słońca raczej nie zobaczymy - żartował.
- No raczej. A i to było raz, i wieczorem do tego - przypomniała.
Śmiejąc się beztrosko, przystanęli na pomoście.
- A później przyjechaliśmy tutaj... - spojrzała na mężczyznę. On tymczasem odgarnął z jej czoła niesforne, splątane przez powiewy chłodnego wiatru, kosmyki włosów. Małżeństwo uśmiechnęło się do siebie - oboje pamiętali tamte momenty, jakże podobne do tych właśnie przeżywanych. Wtedy odbudowywali swoje relacje, rozmawiali o wybaczeniu; teraz w ogóle nie czuli, że minęły niewiele ponad dwa miesiące od ślubu - tak naprawdę byli przecież ze sobą o wiele dłużej. Tamta przerwa, tamte doświadczenia wiele ich nauczyły. Również tego, żeby starać się, jak najlepiej wykorzystywać każdą chwilę i czerpać z życia jak najwięcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Z
gaduła.



Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 174 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:23, 14 Lip 2012    Temat postu:

Tak wyglądają szczęśliwi ludzie. I nie trzeba jakichś szczególnych okoliczności, żeby było pięknie. Szkoda że scenarzyści nie chcą napisać czegoś takiego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:55, 29 Lip 2012    Temat postu:

Część 93

Twój każdy uśmiech i każda z naszych chwil
dają mi siłę, bo radość dają mi...



Nadeszło wtorkowe popołudnie, a wraz z nim powrót Latoszków do domu. Już przed wyjazdem zaczęli wspominać kończący się pobyt nad mazurskim jeziorem. Spędzone tam bowiem dni pozwoliły im odreagować oraz odpocząć. Mogli choć na chwilę zapomnieć o codzienności, do której właśnie wracali.
- No cóż... - westchnęła Lena. Kiedy Witek zerknął na nią pytająco, kontynuowała: - Znów musimy nastawić nasz ulubiony budzik.
- Taa... Musimy, nie musimy. I bez niego daliśmy radę wcześnie wstać - przypomniał.
- Jak wstać, jak wtedy wcale nie szliśmy spać. - ożywiła się.
- No ja właśnie nie wiem, co ci się tak zebrało na rozmowy nocą - zaśmiał się.
- Mnie? - spojrzała na niego radośnie.
- Mnie, mnie - skwitował, po czym uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo.
- Fajnie tak popatrzeć w niebo, zobaczyć wschód słońca... - stwierdziła, siadając w fotelu.
- Fajnie - zgodził się. - A latem jeszcze fajniej - zauważył.
- Mam rozumieć, że pojedziemy tam latem? - przesunęła się, robiąc mu miejsce.
- Mam - odpowiedział, co ucieszyło jego żonę. Z czułością przyglądał się jej roześmianej twarzy, wyrażającej bezgraniczne szczęście - tak jak wtedy, kiedy siedzieli na pomoście, wpatrując się w poranne niebo. Tak jak podczas jednego z długich spacerów, gdy nagle zaczęło mocno padać. Tak jak... Rozjaśnił się - mógłby bowiem tak wyliczać w myślach bez końca, a ponadto w każdym z tych momentów również on czuł się szczęśliwy.
- Latoszek! - usłyszał dobrze znany, ukochany głos.
- Co? - spytał więc.
- Co co? Mówiłam, że właściwie nie musimy nigdzie jechać. I tu możemy sobie zobaczyć słońce - oznajmiła siedząca obok kobieta.
- Tak, tak - potwierdził.
- Nie musimy, ale możemy - zachichotała. - A zresztą pomyślimy jeszcze - dodała.
- Taa... My tu o urlopie, a jutro do pracy - rzekł przekornie.
- Tak, tak - przedrzeźniała go. Rozpromieniona oparła się o jego ramię i spoglądała w górę - uwielbiała ten zawadiacki, a jednocześnie pełen ciepła, uśmiech; te ciemne oczy, które zawsze ją intrygowały, w których odnajdywała wszystko, czego potrzebowała. - Tak, tak - powtórzyła i dalej przegadywali się beztrosko. Zmęczeni podróżą wkrótce poszli spać.

Rankiem zabrzmiał budzik - choć niechętnie, to wstali zaraz po pierwszych jego dźwiękach. Przed wyjściem zdążyli jeszcze zjeść śniadanie, natomiast kawę wypili już w szpitalu. Następnie każde zajęło się swoimi obowiązkami. W drodze do sali pacjenta Lena minęła się z Zosią.
- Cześć - przywitały się.
- No i jak tam? Wypoczęci? - pytała Burska.
- O tak. Raz na jakiś czas przyda się taki wypad - odparła pani Latoszek.
- A propos wypadów: może byście tak też do nas w końcu wpadli, co? - zaproponowała Zosia. - Znajomych gdzieś tam na Mazurach odwiedzacie, a tych w pobliżu nie - wypomniała wesoło.
- Z nimi widujemy się raz na rok, więc już tak nie narzekaj - powiedziała Lena i obie zaczęły się śmiać. - Sami też moglibyście wpaść. No chyba, że zapomnieliście, gdzie mieszkamy - zażartowała.
- O nie, na to nie liczcie. Bardzo dobrze pamiętamy - zapewniła Burska.
- To czekamy! - oświadczyła Lena, nim wróciły do swoich zajęć.

Dwa dni później Latoszków odwiedziła część rodziny Burskich. Popijając kawę, rozmawiali o tym, co się ostatnio u nich działo. Witek grał też z Amelką w karty, o co mała poprosiła od razu w progu.
- No a w niedzielę wybraliśmy na wycieczkę w bardziej odległe miejsca - opowiadała Lena. - Na początku chcieliśmy rowerami...
- Chciałaś - sprostował Latoszek.
- Dobra: chciałam - poprawiła się. - Ale Witek nie dał się namówić i ostatecznie wybraliśmy się samochodem w parę zakątków.
- Pogoda była niepewna - wtrącił mężczyzna.
- To fakt. Często padało, ale nie było tak źle - oceniła. - Gdy nie było deszczu, to jakiś spacer, ognisko... No, to tyle. Lepiej mówcie, co tam u was. - spojrzała na przyjaciółkę. Pierwsza odezwała się jednak Amelka.
- A wiecie, że jak graliśmy na obozie, to wygrałam trzy razy pod rząd? - zapytała podekscytowana.
- Wiemy, wiemy. Gratulacje. - Witek uśmiechnął się do niej.
- Zostaw już wujka - włączyła się do rozmowy Zosia, widząc, że córce jak zwykle spodobała się zabawa i wcale nie zamierza jej kończyć.
- Mamo... - jęknęło dziecko.
- Nie. Dlaczego? Możemy jeszcze pograć. Albo porobimy coś innego, co? - zaproponował Latoszek, zaś dziewczynka ochoczo przytaknęła, więc niebawem zajęli się układaniem domków z kart. Uśmiechnięta Lena wciąż zerkała na nich ukradkiem.
- Oj, coś to temu wujkowi nie wychodzi. - podeszła bliżej. Obserwująca całą trójkę Burska zastanawiała się, komu to budowanie karcianych, przewracających się co chwilę, domków sprawia większą frajdę: jej córce czy przyjaciołom. Ci pełni byli pozytywnej energii, dzięki której łatwiej będzie się im mierzyć z nadchodzącymi dniami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Z
gaduła.



Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 174 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:04, 29 Lip 2012    Temat postu:

No i jak zwykle, piękne, refleksyjne i takie beztroskie. Lubię takie klimaty.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ksenia
- poziom 1.



Dołączył: 13 Sty 2011
Posty: 853
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:07, 29 Lip 2012    Temat postu:

Aniu, dzięki:) Szkoda, że tak pięknie nie ma w serialu;)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:09, 31 Lip 2012    Temat postu:

Część 94

Bo jesteś ty.
Cóż więcej mógłbym chcieć?


Kolejne dni wypełniała bowiem przede wszystkim praca. Nierzadko jedynie mijali się w szpitalu: jedno kończyło dyżur, drugie zaczynało. Zawsze udawało im się jednak przynajmniej wspólnie wypić kawę i zamienić kilka słów przed obchodem. Samopoczucia nie poprawiała również pogoda: za oknami królowała bura, deszczowa jesień. Z tych też powodów takie popołudnia jak to dzisiejsze - spędzane razem w domu - cieszyły Latoszków szczególnie.
- Jak to dobrze, że w końcu trochę wolnego. Nie trzeba się nigdzie spieszyć i w ogóle... - oznajmiła Lena radosnym tonem, na co Witek przytaknął.
- Zmęczona? - podszedł do fotela, na którym siedziała.
- Mhm - potwierdziła, a wtedy mężczyzna położył dłonie na jej ramionach i zaczął je delikatnie masować. - Od razu lepiej... - uśmiechnęła się do męża, a ten nachylił się ku niej. W tym samym momencie rozległ się dźwięk telefonu. Oboje najpierw westchnęli, a potem roześmiali się w głos. - Nie zdziwię się, jak to będzie Jacek - oświadczyła.
- Tak, tak. Jacek, nie Jacek, ale żebym ja wiedział, gdzie posiałem komórkę. - rozejrzał się wkoło.
- Może w kuchni? Jak rozpakowywaliśmy zakupy, to była na stole - odparła.
- Może. - zatrzymał się na chwilę, ponieważ dzwonek umilkł, by zaraz zabrzmieć na nowo.
- Może - przedrzeźniała go, gdy wychodził z pokoju.

- Jasne, pozdrowię. No, ty też się trzymaj. Do usłyszenia, pa. - Witek pojawił się z powrotem. - To nie Mejer - zwrócił się do żony, odkładając telefon na komodę. - Kolejny podróżnik. - nie krył ironii.
- Pawica? - upewniła się.
- Pawica. - kiwnął potakująco głową. - Jest już na miejscu, wszystko w porządku. Mamy się nie martwić, odezwie się niedługo. - opowiadał przebieg rozmowy. - A i kazał cię pozdrowić. - wysilił się na uśmiech. - Jeszcze trochę i wszyscy się porozjeżdżają po świecie... - mruknął, siadając na brzegu fotela.
- Oj, nie przesadzaj, nie będzie tak źle. Misja się skończy i wróci - stwierdziła miękko.
- Taa... - odpalił bez większego przekonania. - Co? - spytał, czując na sobie jej wzrok. Lena w odpowiedzi rozjaśniła się - nawet nie chciała myśleć, jak byłoby, gdyby to któreś z nich znalazło się na miejscu przyjaciela, skoro tak przejmują się jego wyjazdem. Przypomniała sobie pytanie zadane swego czasu przez Latoszka: jak postąpiliby, gdyby to oni zostali postawieni w takiej sytuacji? Zastanawiała się - na pewno byłaby to trudna decyzja: z jednej strony nie musiałoby skończyć się źle, lecz z drugiej dominowałby strach, iż może mu się coś stać. Wtedy nigdy by sobie nie darowała, że na to pozwoliła, że jakoś temu nie zapobiegła. Wiedziała, iż ze strony Witka wyglądało to tak samo - że kieruje nim troska o jej dobro. Dlatego od pewnego czasu oczywiste było dla nich, że gdy się nie widzą, to chociaż raz dzwonią do siebie. Była spokojniejsza, miała poczucie bezpieczeństwa, kiedy odczuwała jego obecność oraz wiedziała, że i u niego wszystko w porządku. Cieszyła się, że po prostu jest.
- Nic. Znaczy wszystko. - oparła się o niego.
- To mam sobie wybrać, tak? - skwitował wesoło.
- Nie, to jest w pakiecie. - zachichotała. - Wiesz, naprawdę byłam przekonana, że to Mejer.
- Nie ty jedna. Jak widać, Pawica postanowił iść w jego ślady w każdym obszarze - rzekł przekornie.
- Ejj, nie bądź złośliwy. - poklepała go po dłoni. - Dobrze, że zadzwonił. A że w trochę nieodpowiednim momencie, to już inna sprawa - zauważyła.
- Jasne - zgodził się.
- Myślałam, że to Jacek, żeby nam powiedzieć to, czego sami się domyśliliśmy - zaśmiała się.
- Taa, że mały najpewniej bawił się jego komórką, bo zadzwonił do nas w środku nocy. - podchwycił temat.
- A tam środku. Zresztą ty i tak zaraz obróciłeś się na drugi bok, i znowu chrapałeś - wypomniała mu rozpromieniona.
- Ja, proszę ciebie, w przeciwieństwie do co niektórych - spojrzał na nią wymownie - odebrałem ten telefon, a nie przykryłem się poduszką, żeby go nie słyszeć.
- Dobra, no. Następnym razem ona wyląduje nie na mojej, a na twojej głowie - przekomarzała się z nim.
- Ale za co? - przybrał niewinną minę, po czym oboje parsknęli śmiechem. Następnie postanowili sami zatelefonować do Mejera. Potem zaś zabrali się za przygotowywanie kolacji.


W sobotę natomiast w odwiedziny wpadli do nich Ewa i Wojtek. Kiedy ci wkrótce po przywitaniu pochwalili się, że kobieta spodziewa się dziecka, Latoszek już wiedział, iż ten wieczór nie będzie do końca tak miły, jakim się pierwotnie zapowiadał. Widział mianowicie, jak żonie z trudem przychodzi słuchanie historii znajomych: że starali się długo, przechodzili różne badania - przed niedawnym przyjazdem na Mazury również - i powoli tracili nadzieję, ale w końcu się udało. Podejmował różne inne tematy, lecz najczęściej rozmowa i tak dotyczyła przyszłego potomstwa gości. Wciąż obserwował Lenę - ta nie miała odwagi, a może bardziej ochoty, przerywać Ewie.
- Wyrzucam sobie, że najpierw postawiliśmy na karierę, myśleliśmy tylko o pracy - wyznała. - Zresztą wiesz, jak to jest. A wy? - zwróciła się do pani Latoszek.
- Co my? - udała, że nie rozumie pytania.
- Aaa, też tak - odpowiedziała sama sobie.
- Nie do końca... - wtrąciła cicho Lena. Dopiero wtedy Ewa zwróciła uwagę na jej zakłopotanie.
- Przepraszam... - zmieszała się.
- Nie, w porządku. Tylko nie mówmy już o tym - ucięła krótko Lena, ukradkiem ocierając napływające jej do oczu łzy. Zaraz po wyjściu gości wtuliła się w Witka i rozpłakała na dobre.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gość
gaduła.



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 3183
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:49, 31 Lip 2012    Temat postu:

Aniu, jak zwykle pięknie Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Z
gaduła.



Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 174 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:04, 31 Lip 2012    Temat postu:

Mnie się też bardzo podoba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skowronek
- poziom 2.



Dołączył: 13 Cze 2012
Posty: 1005
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:02, 01 Sie 2012    Temat postu:

Wciągające Wink szkoda, że to nie serial..

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:15, 03 Sie 2012    Temat postu:

Część 95

Cokolwiek niesie los, gdziekolwiek rzuci nas...


Lena odsunęła się i przyglądała się Latoszkowi - była mu wdzięczna za to, że nic mówił; że zamiast tego przytulił ją mocno - tego potrzebowała najbardziej. Uspokoiła się nieco, lecz po jej twarzy spływały jeszcze pojedyncze, drobne łzy. Stanęła przy oknie.
- To wszystko moja wina... - przerwała trwające milczenie.
- Przestań. Co twoja wina? - zapytał miękko.
- Jak to co? Mogłam wtedy pomyśleć o rodzinie, mogłam nie wyjeżdżać, mogłam... A teraz może nigdy... - urwała, wpatrując się w uderzające o szybę krople deszczu.
- Posłuchaj... - podszedł bliżej. - Nie wiemy, co by się zdarzyło. Mieliśmy tak nie myśleć - rzekł łagodnie.
- Kiedy to nie jest takie proste... - westchnęła.
- Wiem - zapewnił.
- Nie wiemy też, co się zdarzy. Może być tak, że... - usiadła na kanapie. - Witek... - spoglądała na męża, który zajął miejsce obok.
- Znasz moje zdanie - odparł krótko, przeczuwając, do czego dąży. - Rozmawialiśmy na ten temat nie raz. Przecież też...
- Wiem... - przerwała mu. - Wiem, co zdecydowaliśmy. Wiem. Ale czuję... Boję się, że... - ściszyła głos. - Dobrze się czuję, wyniki też mam w porządku. Coraz częściej myślę, że to może się udać... - spojrzała mu w oczy. Po blisko minutowej wymianie spojrzeń mężczyzna odwrócił wzrok, po czym wziął głęboki oddech.
- Powiedz coś - poprosiła.
- Taa... - znów przyglądał się jej uważnie. - Tylko, że to, co powiem, nie jest tym, co chcesz usłyszeć - oznajmił.
- Wiem, domyślam się... Ale... Sama już nie jestem pewna, co chcę usłyszeć... - uśmiechnęła się gorzko. Targały nią sprzeczne emocje: gdzieś w środku była na niego zła, ale też nie miała ani siły, ani ochoty na kłótnie. Dominowało pragnienie poczucia bezpieczeństwa. - Nie wiem... - oparła się o jego ramię i przymknęła oczy. Latoszek zaś zmarszczył brwi w zamyśleniu: nie zamierzał po raz kolejny wymieniać tych samych argumentów. Oboje doskonale znali swoje racje, akceptowali je, razem podjęli decyzję. Widział, że żona nie liczy na to, że da się on przekonać czy sam będzie ją namawiał do czegoś. Czuła się zagubiona; zmącony został bowiem długo odbudowywany spokój.
- Lenka... - szepnął. Nie otrzymał jednak odpowiedzi, gdyż kobieta zasnęła. Podniósł się więc powoli, chcąc, by mogła położyć się wygodniej.
- Nie idź... - odezwała się cicho, a wtedy Witek usiadł z powrotem. Odwzajemnił posłany przez nią lekki uśmiech. - Ale ty nie sądzisz chyba, że zrobię coś wbrew tobie? Że sobie coś zaplanowałam? - zaniepokoiła się.
- Nie, nie sądzę - odrzekł zgodnie z prawdą.
- To dobrze - skwitowała.
- Nie - powtórzył. - Dlaczego tak pomyślałaś? - zadał nurtujące go pytanie.
- Nie wiem - przyznała. - Nie wiem, co mam myśleć. Wszystko tak nagle wróciło... To, z czym się już uporaliśmy. Te słowa Ewy... Może nie powinnam tak reagować, ale to mnie przerosło...
- Nie możesz się o wszystko obwiniać. - uchwycił jej drżące dłonie. Lena skinęła głową.
- Może tak ma być... - stwierdziła po chwili namysłu. - Poza tym jesteśmy dopiero niecałe trzy miesiące po ślubie - zauważyła niby żartem. W rzeczywistości jednak dotarło do niej, że wszak wszystko nie musi dziać się tak szybko; że nie wszystko trzeba realizować od razu; że plany i marzenia można też odłożyć na późniejszy termin. W końcu - w co oboje wierzyli - mają przed sobą przyszłość i to "później" jest jak najbardziej realne.
- Tak, tak. Żebym tylko nie zapomniał. Czekaj, którego to będzie? - zaśmiał się, nie przestając jej obserwować.
- Nigdy nie pamiętasz o rocznicach czy jakichś świętach mniejszych. - ożywiła się.
- Bo ich nie obchodzimy. To, co trzeba, pamiętam - oświadczył, na co ona przytaknęła, a następnie spytała:
- Możemy sobie znowu pomilczeć?
- Możemy - odpowiedział ciepło, obejmując ją ramieniem.

Załamanie okazało się być tylko chwilowe. Lena szybko odzyskała dobry nastrój i znów uśmiechała się pogodnie. Witek jednak dostrzegał, że przez pierwsze parę dni ta sprawa ją dręczyła. Nie umknęły jego uwadze momenty jej zamyślenia, zwłaszcza podczas oglądania przesyłanych przez Jacka zdjęć. Wiedział, nad którymi z nich zatrzymuje się na dłużej. Pomimo to nie chciała już roztrząsać tego tematu i on to rozumiał. Dlatego też, zamiast prowadzić dyskusje, wyciągał ją na spacer, kiedy tylko była taka możliwość. Chociaż nie było ich wiele, pozwalały im one odetchnąć od kolejnych dyżurów.
- Cześć. - Latoszek wszedł do domu.
- Cześć. Dobrze, że jesteś. - rozpromieniona kobieta wychyliła się zza drzwi. - Co tak długo?
- A bo Wojtek czekał na mnie przed szpitalem. Chciał pogadać - wyjaśnił.
- No popatrz, a do mnie dziś Ewa dzwoniła - poinformowała.
- Czyli już wiesz - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Ale o czym? - zdziwiła się.
- Czyli nie wiesz - podsumował. - Otóż mają dla nas propozycję - zrobił przerwę - pracy.
- Mhm... Otwierają u nas jakąś filię? - uniosła brwi.
- Nie. W ich klinice. - utkwił wzrok w jej twarzy.
- Ale oni mają klinikę...
- W Krakowie - dokończył za nią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FABIAN2
gaduła.



Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 11687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 122 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:26, 03 Sie 2012    Temat postu:

Super opowiadanko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:31, 05 Sie 2012    Temat postu:

Część 96

zawsze tam, gdzie ty


- Ale oni mają klinikę...
- W Krakowie - dokończył za nią.
- No właśnie - potwierdziła. - I co? - pytająco zmarszczyła brwi.
- Co co? - odparł.
- I co mu odpowiedziałeś? - sprecyzowała.
- No nic jeszcze. Zresztą nie musimy podejmować decyzji teraz, dzisiaj. Wojtek poinformował nas wcześniej, żebyśmy mieli więcej czasu do namysłu. No i też miał tylko chwilę, jak zwykle się spieszył, więc tak naprawdę niewiele powiedział. Chcieli najpierw sprawdzić, czy w ogóle będziemy zainteresowani. Jak tak, to potem ustalimy szczegóły, pogadamy o konkretach - opowiadał.
- No dobra, no. Ale Kraków? Musielibyśmy stąd wyjechać, rzucić wszystko... - zauważyła. - Przecież tu mamy dom, przyjaciół, pracę.
- Tak, tak - zgodził się. - Niektóre z tych kwestii zdążyłem z nim poruszyć: mieszkanie pomogliby nam znaleźć, może nawet większe od tego. Praca to wiadomo. A co do przyjaciół... Część i tak porozjeżdżała się po świecie, ale nie straciliśmy ani nie stracimy z nimi kontaktu; czy tu, czy tam - oznajmił.
- Zamierzasz przyjąć tę propozycję? - utkwiła wzrok w mężu.
- Raczej: czy zamierzamy - poprawił ją, na co Lena przytaknęła, uśmiechnąwszy się promiennie. - Nie wiem. Ale chyba warto rozważyć za i przeciw, nie? - rzekł.
- W sumie racja - uznała. - W takim razie zastanówmy się: co by było, gdybyśmy się zdecydowali - dodała z przekorą.
- No masz! Rozgryzłaś mnie - skwitował pół żartem, gdy przechodzili do kuchni.

W czasie obiadu rozmawiali o tym, jak im minął dzień. Szybko jednak powrócił temat ewentualnej przeprowadzki.
- To byłoby trochę bez sensu... - kobieta wzięła łyk soku, podczas gdy Witek zerknął na nią pytająco - żebyśmy mieli dwa domy albo mieszkali tu, a pracowali tam - stwierdziła.
- No tak, dlatego trzeba by się zastanowić, co z tym mieszkaniem oraz innymi sprawami. Na przykład twoją terapią - przypomniał, choć niechętnie.
- Możemy tam znaleźć onkologa. Wolałabym jednak nie zmieniać lekarza, no to zostaje przyjeżdżanie tutaj co jakiś czas - oświadczyła.
- Tak, tak. Jasne. To będzie chyba najlepsze wyjście, tak sądzę. Chociaż kawałek stąd do Krakowa jest - odrzekł poważnie. - Też z Krakowa jest dalej do Torunia czy Sokołowa. Tylko nie wiem, czy to minus czy plus - kontynuował już z nutką ironii, za co żona posłała mu karcące spojrzenie.
- No właśnie: dalej. Wszystko będzie daleko; kogoś odwiedzić, coś załatwić... Poza tym tam właściwie nikogo nie znamy, jedynie Ewę i Wojtka - drążyła.
- Taa... - westchnął. - Spokojnie, kogoś poznamy, tu będziemy wpadać. Damy radę - uśmiechnął się lekko.
- Dać damy, tylko czy warto? Zaczynać od nowa, teraz? - spoglądała wprost w jego ciemne oczy, jakby w nich próbowała znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Przyzwyczaiła się do tego miejsca, rytmu życia. - Przecież tutaj nam dobrze - podkreśliła.
- Posłuchaj... - zaczął ciepło - też uważam, że jest dobrze, że nie możemy narzekać. Ale z drugiej strona ta propozycja to jakaś szansa, żeby było lepiej.
- A jeśli nie? Jeśli nie będzie i będziemy żałować tej decyzji? - zapytała.
- To będziemy jej żałować razem - zadeklarował.
- No co ty! - zaśmiała się. - To akurat wiem.
- Sprawa jest taka - odezwał się po chwili. - To nie tak, że ja cię namawiam do tego wyjazdu. Też nie wiem, co robić. Musimy wspólnie zdecydować, czy warto - wyjaśnił, zaś Lena kiwnęła głową na potwierdzenie jego słów. - Tak jakoś głupio, dziwnie stąd odchodzić po tym wszystkim... - mówił dalej, po czym spojrzeli na siebie, mając w pamięci dawne wydarzenia, podobne sytuacje.
- Też tak myślę. W razie czego zawsze mogliśmy, możemy na nich liczyć. Chociażby, żeby zamienić się na dyżury czy cokolwiek - zaznaczyła.
- Tak, tak. Za to tam jedna wielka niewiadoma... - podsumował. Następnie wziął głęboki oddech i spytał: - To co? Jesteśmy zainteresowani?
- Jesteśmy? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Małżonkowie rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia. Oboje nie byli przekonani co do tego pomysłu, nie podjęli jeszcze żadnej decyzji. Byli natomiast pewni jednego: jeśli wyjadą, to razem.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Z
gaduła.



Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 174 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:10, 05 Sie 2012    Temat postu:

Fajne opowiadanie, ale LG bez Latoszków, a Latoszki bez Leśnej Góry? Trudno to sobie wyobrazić!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Anita Sokołowska Strona Główna -> Anita w serialach Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 119, 120, 121 ... 129, 130, 131  Następny
Strona 120 z 131

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin