Forum Anita Sokołowska Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Opowiadania o Lenie i Witku :-)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 129, 130, 131
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Anita Sokołowska Strona Główna -> Anita w serialach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
vehae
gaduła.



Dołączył: 09 Lip 2007
Posty: 8768
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:24, 17 Lip 2016    Temat postu:

Powstał blog o LiL:

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:28, 10 Gru 2016    Temat postu:

Część 131

Another year over and we're still together.
It's not always easy, but I'm here forever...



Za oknem wirowały drobne płatki śniegu. Dwóch chłopców goniło się wkoło, próbując złapać ich jak najwięcej. Chwilę później wspólnie lepili bałwana. Nagle dzieci zniknęły - tak samo szybko jak się pojawiły. Latoszek przetarł oczy: śnieg padał nadal, lecz roześmiani malcy spoglądali na niego jedynie z fotografii, którą trzymał właśnie w ręce. Westchnąwszy głęboko, odłożył zdjęcie na komodę i wziął stojące obok. Przedstawiało ono jednego z chłopców siedzącego na koniu. Witek pogładził je kciukiem, po czym zatrzymał palec na mężczyźnie obejmującym dziecko, by nie spadło.
- Klacz Nowaków. - usłyszał znienacka. - Lubiłeś wypytywałeś ojca o zwierzęta: jak się czują, czy można je wyleczyć, jak... - pani Jadwiga weszła do pokoju. - I często udawało ci się go namowić, by zabrał cię ze sobą.
- Jak widać... - lekko uniósł fotografię, gdy kobieta stanęła obok niego.
- Wciąż powtarzał, jak dobrze sobie poradziłeś; że w ogóle się nie bałeś... - mówiła dalej. - Nie mógł się ciebie nachwalić.
- Ciekawe, co powiedziałby teraz... - wyrwało mu się. Dopiero po chwili odważył się spojrzeć na matkę.
- Powiedziałby, że jest z ciebie bardzo dumny - stwierdziła.
- Taa... - skwitował powątpiewająco.
- Tak - potwierdziła. - Wiem to na pewno. Wiem... Bo ja jestem - oświadczyła, a wtedy mężczyzna odwzajemnił posłany przez nią uśmiech. - Już nigdy nie będzie tak, jak było... - dodała. - Ale to nie znaczy, że nie może być dobrze - dokończyła miękko, spoglądając synowi w oczy.
- Tak, tak! - pierwszy przerwał trwające milczenie. - No dobra, no! Koniec tych sentymentów, bo zaraz się popłaczę. - potrząsnął ciemną czupryną. Oboje parsknęli radosnym i beztroskim śmiechem. W pewnym momencie kątem oka dostrzegł zbliżającą się do drzwi Lenę:
- Oo, już wstałaś.
- Tak. Dzień dobry! - podeszła bliżej.
- Dzień dobry! - rozpromieniona pani Jadwiga również odwróciła się w jej kierunku. - To może już zrobię śniadanie?
- To może pomogę? - zaproponowała synowa w odpowiedzi.
- Nie, nie trzeba. Odpocznijcie - odparła druga z pań Latoszek. W międzyczasie pokoju zjawiła się mama Leny. Obie kobiety zgodnie stwierdziły, że same zajmą się przygotowaniem posiłku. - A wy sobie jeszcze odpocznijcie przed wyjazdem. - kontynuowała pani Jadwiga. - Skoro chcecie jeszcze dziś jechać...
- Nie chcemy, ale musimy - oznajmił ciepło Witek, na co jego matka rozjaśniła się jeszcze bardziej:
- No tak, macie już jutro dyżur.
- Tak, tak - potwierdził. - Cóż, święta, święta i po świętach. Już trzeci dzień odpoczywamy, więc teraz czas na dyżury, dyżury i dyżury.
- Dyżury, dyżury i dyżury - zaczęła go przedrzeźniać żona, kiedy mamy przeszły już do kuchni.
- A no tak. Taki mamy plan. - mężczyzna zbliżył się do niej.
- No co ty nie powiesz! - zachichotała.
- Mam rozumieć, że masz jeszcze jakieś plany? - przyglądał się jej podejrzliwie.
- Masz! Idziemy dziś na dłuuugi spacer! - pocałowała go w policzek.

Po śniadaniu wybrali się w czwórkę na przechadzkę po okolicy. Nie obyło się bez śmiechów oraz wesołych rozmów. Wieczorem Lena i Latoszek wracali do Leśnej Góry, ponieważ kolejne dni spędzali w pracy.

Nadszedł ostatni dzień roku. Rankiem Lena siedziała w kuchni przy stole, zaś przed nią leżały dwa kalendarze: jeden pełen zaznaczeń i dopisków, a drugi - jeszcze czysty, mający zawisnąć jutro na miejscu tamtego.
- Rocznica ślubu... - uśmiechnęła się, zaznaczając na nim 3 lipca. Następnie wyszukała daty urodzin ich matek oraz przyjaciół. Otoczyła także kółkiem terminy swoich badań kontrolnych, najbliższych wizyt Witka w hospicjum u ojca Mateusza i planowanych krótkich urlopów.
- Ewa i Wojtek dzwonili z życzeniami - zakomunikował Latoszek, wchodząc do pomieszczenia. Kobieta skinęła głową i spytała:
- Co u nich?
- To, co zwykle: wszystko w porządku, Kraków piękny. Szkoda, że się jednak nie zdecydowaliśmy do nich dołączyć, ale liczą, że może kiedyś zmienimy zdanie - wyliczył jednym tchem.
- No tak; to rzeczywiście powiedzieli to, co zwykle - potwierdziła radosnym tonem, podczas gdy Witek wyłączył gotującą się właśnie wodę i zrobił dwie kawy.
- Proszę. - jeden z kubków postawił przed nią. - No nie! A miałem nadzieję, że zapomniałaś o tych nartach. - zajrzał jej przez ramię i zerknął na kalendarz.
- Nie, nie - zapewniła, specjalnie podkreślając raz jeszcze jeden ze styczniowych weekendów, kiedy to mieli jechać na narty razem z Edytą i Bogdanem.
- No masz! Chcesz, żebym się połamał zaraz na początku roku, tak? - przybrał obrażoną minę.
- Wcale nie chcę. - obruszyła się. - Chciałam ci jeszcze tylko przypomnieć o łyżwach, które obiecaliśmy Amelce. - starała się nie roześmiać, obserwując reakcję męża.
- W tym roku mieliśmy tyle tych wyjazdów, że aż się boję, co nas teraz czeka - rzekł niby żartem.
- Moglibyśmy niektóre powtórzyć... - w jej oczach pojawiły się figlarne iskierki. - Mazury, stadnina... Znów odwiedzić Jacka i Alicję... - doprecyzowała. - Albo znów do Grecji, albo do...
- Dziczy - dokończył za nią. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym zaczęli wspominać swoją podróż poślubną. Potem przypomnieli sobie o kolejnej nadchodzącej rocznicy - mijał bowiem rok, jak przeprowadzili się do nowego mieszkania. Mijał rok, kolejny wspólny rok. Zaczynał się nowy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Z
gaduła.



Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 174 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:18, 11 Gru 2016    Temat postu:

Jak miło przeczytać dalszy ciąg pisanej przez ciebie Aniu historii. Dzięki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:20, 21 Gru 2016    Temat postu:

Część 132

I can live, I can dream once again.
'Cause you made me believe...


Z okna rozciągał się widok na zachmurzone, coraz bardziej szarzejące niebo oraz ruchliwą ulicę. Wiele świateł, wiele samochodów pędzących jeden po drugim... Lena zasunęła zasłonę i z uśmiechem rozejrzała się po pokoju - tu świat zdawał się zatrzymywać. Nie mogła uwierzyć, że kilka dni temu minął rok, odkąd się tutaj przeprowadzili. Z jednej strony wydawało jej się, jakby to było wczoraj, a z drugiej - jakby byli tu od zawsze. Usiadła wygodnie w fotelu, odtwarzając w pamięci moment, kiedy Witek opowiedział jej o tym mieszkaniu. Doskonale pamiętała słowa oraz emocje temu towarzyszące. Rozpromieniona wspominała tę chwilę, gdy przyjechali tu po raz pierwszy. Wspominała, jak wspólnie urządzali to miejsce, tylko ich miejsce. Wzięła do ręki leżący na szafce album. Przeglądając zdjęcia, wracała myślami do utrwalonych na nich chwil, zdarzeń, dni. Rozmyślała też o nadchodzących - marzyła o fotografiach, które jeszcze go zapełnią.

W tym samym czasie Latoszek był w hospicjum u ojca Mateusza. Skończywszy pomagać jego podopiecznym, pił z nim herbatę.
- Opowiadaj, co słychać - zagadnął ciepło duchowny.
- W porządku - odparł Witek zdawkowo.
- To dobrze. - rozjaśnił się ojciec Mateusz. - Dobrze. Nie bój się tego słowa. - dodał, jakby odgadując kwestie nurtujące mężczyznę. Ten przytaknął i zaczął opowiadać:
- Jest dobrze, po prostu dobrze. Czasem to do mnie nie do końca dociera... Bo jeszcze kilka lat temu bym w to nie uwierzył. Nie to, że nie chciałem... A teraz jest: tak po prostu, tak normalnie...
Ksiądz nie przerywał mu, tylko spoglądał na niego pogodnie i od czasu do czasu kiwał głową.
- Kiedyś nie uwierzyłbym, że pojadę tam tak... tak po prostu - mówił dalej. - Do domu... Że tak po prostu odwiedzę matkę, zabiorę tam Lenę, że spędzimy razem święta. To wszystko naprawdę się dzieje. I jestem szczęśliwy... Ale też się boję, nie mogę się pozbyć tych myśli; nie potrafię. To nie był łatwy rok, podobnie jak wcześniejsze. Zresztą wiesz o tym...
- Wiem - zapewnił ojciec Mateusz. - Wiem, bo rozmawialiśmy o tym. Właśnie...
- Co właśnie? - spytał Latoszek.
- Rozmawialiśmy o tym - powtórzył. - I to jest właśnie cała tajemnica: rozmowa. Wszystko, co udało ci się osiągnąć, co udało się wam osiągnąć, możliwe było dzięki szczerej rozmowie. Gdybyś nie porozmawiał z Leną, z matką...
- Tak, tak... - zgodził się cicho Witek. - Tyle tylko, że rozmowa nie jest lekiem na wszystko. Nie wszystko da się załatwić słowami...
- Nie wszystko - potwierdził drugi mężczyzna. - Nie wszystko, lecz naprawdę wiele można rozwiązać, uleczyć słowami... Ale czy istnieje lek na wszystko, panie doktorze? - spojrzał na niego pytająco, a ten ożywił się nieco:
- Gdyby był, to nie miałbym tyle pracy.
- To prawda. Ale jest wiara i ona musi być silniejsza niż twój strach - oznajmił. - Koniec roku sprzyja podsumowaniom, rozliczeniom. Koniec to też jednak zawsze początek. Jest dobrze. Nie bój się, że to się zmieni, skończy... Wcale nie musi. Co ma być, to będzie. Ważne, byście z każdym kolejnym dniem mierzyli się razem. I o to trzeba dbać.
- Tak. I o to trzeba dbać - powiedział do siebie Latoszek, po czym wyciągnął swój telefon i wybrał znany na pamięć numer.

Lena odłożyła komórkę na stolik obok łóżka, na którym leżała. Lubiła te ich rozmowy, nawet te krótkie jak ta przed chwilą zakończona. Lubiła usłyszeć, że zaraz wyjeżdża, że niedługo będzie z powrotem. Lubiła również dźwięk klucza w drzwiach, który rzeczywiście wkrótce usłyszała. Za każdym razem, tak samo jak dziś, cieszyło ją wypowiedziane doskonale znanym jej tonem:
- Już jestem.
Wciąż się uśmiechając, usiadła. Kiedy nachylił się, by dać jej buziaka w policzek, oświadczyła radośnie:
- Dobrze, że już jesteś.
On w odpowiedzi przytulił ją i delikatnie pogładził po włosach.

Następnego dnia oboje mieli dyżur. Już rano na szpitalnym korytarzu spotkali się z Burskimi.
- Lena, Witek! Jak dobrze was widzieć - rzekła Zosia. - Pamiętacie o jutrze?
- Tak, pamiętamy - zapewniła wesoło Lena, podczas gdy Witek i Kuba wymieniali porozumiewawcze spojrzenia.
- A po łyżwach zapraszamy do nas na kolację - przypomniała Burska.
- Tak, zapraszamy - dodał jej mąż. - Aaa, właśnie: wczoraj dzwonił Bruno, kazał was pozdrowić - zwrócił się do przyjaciół.
Zajęci rozmową nie zauważyli, że ktoś się im przygląda.

https://www.youtube.com/watch?v=wf_EKJ5zRk0


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ania dnia Śro 14:26, 21 Gru 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
matylda93




Dołączył: 23 Mar 2012
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świdnica, Kraków

PostWysłany: Śro 15:12, 21 Gru 2016    Temat postu:

Aniu - jak zawsze wspaniale Smile dziękuję Ci za tą kolejną część opowiadania Smile wspaniale jest się przenieść do tego Twojego świata Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Z
gaduła.



Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 174 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:12, 21 Gru 2016    Temat postu:

Oj tak! Do świata, którego w serialu już nie ma! Dzięki!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rybka25r
gaduła.



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 4967
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:01, 21 Gru 2016    Temat postu:

Ciekawe czy sama zrezygnowała [link widoczny dla zalogowanych]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vehae
gaduła.



Dołączył: 09 Lip 2007
Posty: 8768
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:53, 21 Gru 2016    Temat postu:

Skoro żegna się z żalem, to znaczy, źe nie odchodzi sama, a wyrzucili ją. Widocznie na Martę nie było pomysłu i dlatego. Tylko po co piszesz to w tym temacie?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rybka25r
gaduła.



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 4967
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:00, 21 Gru 2016    Temat postu:

vehae napisał:
Skoro żegna się z żalem, to znaczy, źe nie odchodzi sama, a wyrzucili ją. Widocznie na Martę nie było pomysłu i dlatego. Tylko po co piszesz to w tym temacie?


Pomyliłam się 😋


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:34, 28 Gru 2016    Temat postu:

Część 133

Nie ma lepszych dni od dobrych razem z tobą...


Dwa dni później Latoszkowie przygotowywali się do weekendowego wyjazdu. Kończyli właśnie pakować walizkę, gdy rozdzwoniła się komórka Witka. Mężczyzna zerknął na wyświetlacz i od razu odebrał.
- Cześć! Jak dobrze cię słyszeć! - nie krył entuzjazmu. - U nas wszystko w porządku. Opowiadaj, co u ciebie - rzekł, a do żony szepnął: - Pawica.
Ona uśmiechnęła się i podeszła bliżej, on zaś mówił dalej do telefonu:
- No i dobrze, że u ciebie też. Co więcej? Wczoraj na przykład na łyżwach byliśmy. Tak, dobrze zrozumiałeś. To było straszne, teraz ledwo chodzę normalnie - oznajmił, a wtedy do rozmowy włączyła się Lena:
- Cześć Adam! Nie słuchaj go, przesadza.
- Cześć Lena! - odezwał się Pawica, kiedy Latoszek przełączył na tryb głośnomówiący. - Tak myślałem właśnie.
- No masz! Dobra, aż tak strasznie to nie było. Ale ze względów bezpieczeństwa woleliśmy z Kubą posiedzieć sobie na ławce. Tam było zdecydowanie wygodniej niż na lodzie - powiedział Witek i wszyscy się roześmiali. - Jak wrócisz, to musisz się wybrać razem z nami. Sam się przekonasz, jak to jest - dodał wesoło.
- O tak, koniecznie - zgodziła się kobieta.
- A no właśnie, kiedy ty zamierzasz wrócić? - spytał Witek nieco poważniejszym tonem.
- W tej sprawie dzwonię. Przylecę do Polski w przyszłym miesiącu - zakomunikował Adam, co wywołało szeroki uśmiech na twarzach małżonków. - Na dwa tygodnie - doprecyzował po chwili. Lena i Latoszek spojrzeli na siebie, już nie tak zadowoleni. Oboje mieli nadzieję, że przyjaciel wraca na stałe.
- Świetna wiadomość. Bardzo się cieszymy, że będziesz z nami. - Lena pierwsza przerwała powstałą ciszę.
- Tak, tak. Szkoda tylko, że tak krótko... - skwitował Witek, za co otrzymał kuksańca w bok od żony, która zaraz też podsumowała miękko:
- Najważniejsze, że przyjedziesz.
- Właśnie; będziemy mogli sobie spokojnie pogadać - dopowiedział Latoszek.
- Też na to liczę - oświadczył Pawica radośnie. - Odezwę się niebawem i powiem wam dokładnie, co i jak. Nie mówcie na razie nikomu. Niech to będzie niespodzianka. Za to pozdrówcie wszystkich ode mnie - poprosił.
- Jasne, że pozdrowimy - zapewniła kobieta. - Uważaj na siebie.
- Uważaj i wracaj tu do nas szybko. Czekamy niecierpliwie - poinformował Witek.
- Wy też dbajcie o siebie; do usłyszenia - powiedział Adam, po czym rozłączył się.
Latoszek niedbale odłożył komórkę na stół i westchnął ciężko:
- Przyjedzie na chwilę, potem znów pojedzie. Tego się właśnie obawiałem.
- No tak, ale już na początku mówił, że pół roku, góra rok. Ten jeszcze nie minął, więc... - urwała Lena. Tak samo jak mąż martwiła się o Pawicę.
- Afganistan. Już dalej nie mogło go wywiać... - mruknął, siadając na kanapie.
- Najważniejsze, że wszystko z nim dobrze. - zajęła miejsce obok niego. - Z tego trzeba się cieszyć. I z tego, że wkrótce się zobaczymy.
- Taa... - przyznał jej rację. - Tylko my nie będziemy mieli niespodzianki - stwierdził niby żartem.
- Trudno. - oparła głowę na jego ramieniu. - Naprawdę było wczoraj aż tak źle? - zapytała zaczepnie.
- Aż tak to nie - odparł. - To był całkiem dobry dzień - przyznał, uśmiechając się do niej ciepło.
- Też tak sądzę. - rozjaśniła się. - Więc na narty też nie powinieneś narzekać. - zachichotała.
- Prawda, prawda. Są większe i na nich już jeździliśmy - zauważył, w efekcie czego wspominali zaraz swój ubiegłoroczny wypad w góry. Kilka minut później uwagę Leny zwróciło zawadiackie spojrzenie Witka.
- Coś knujesz... - uniosła lekko głowę.
- Niespodzianka jednak będzie i to jeszcze dziś. - zapowiedział z błyskiem w oku.
- Co ty znowu wymyśliłeś? - spoglądała na niego ciekawie.
- Niespodzianka, kolacja - niespodzianka. - wyjawił w końcu, a potem wstał i udał się w kierunku kuchni.
- A przypalisz mi znów tak ładnie kurczaka? - zagadnęła z figlarnym uśmiechem.
- Jeszcze nie wiem; to się dopiero okaże. - zaśmiał się.
- Latoszek! - zawołała po chwili. Kiedy mężczyzna ponownie odwrócił się w drzwiach, rzekła rozpromieniona:
- Dziś też jest dobry dzień.
- Jest - potwierdził, uśmiechając się pogodnie.

https://www.youtube.com/watch?v=1cmexp7Lr8o


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:43, 11 Cze 2017    Temat postu:

Część 134

Naszą bajkę pisz codziennie,
skrytą w prozie zwykłych dni...


Czwórka przyjaciół spacerowała ścieżką wśród pokrytych śniegiem polan. Wkoło rozciągały się górskie szczyty. Właśnie mijali stok, na którym poprzedniego dnia wiele godzin szusowali na nartach. Zmęczeni wrócili dopiero wieczorem, dlatego dziś postanowili pospać dłużej i wybrali się na przechadzkę po okolicy. Szli obok siebie, śmiejąc się i rozmawiając. Zmierzali do pensjonatu, w którym się zatrzymali. Po powrocie zjedli obiad. Później Witek i Bogdan grali w bilard, natomiast panie usiadły przy kominku.
- Chyba nigdy nie wpadłabym na to, że zamówi jedzenie z restauracji. - Lena uśmiechnęła się na wspomnienie tamtego wieczoru.
- Czyli niespodzianka się udała - zauważyła Edyta wesoło. - To ci romantyk z tego Latoszka.
- No, kto by pomyślał... - napiła się herbaty. - Ale wierszy dla mnie nie pisze. - mrugnęła znacząco do koleżanki, a wtedy ta zachichotała:
- Oj tam, oj tam. Boguś dla mnie tylko kilka, reszta dla potomnych.
Pani Latoszek również się roześmiała, po czym oznajmiła:
- Trzymam kciuki, żeby udało mu się je opublikować.
- Bardzo bym chciała, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie. - Kuszyńska wzięła do ręki kubek.
- O czytelników nie musi się martwić - zapewniła ją radośnie Lena.
- Przekażę mu - odparła. - Wiesz, co mi się teraz przypomniało? - zapytała po chwili z błyskiem w oku.
- Nie wiem, ale liczę, że zaraz się dowiem - odparła rozpromieniona pani Latoszek.
- Czasy, kiedy razem jeździłyśmy w karetce - oświadczyła Edyta, na co druga z kobiet rozjaśniła się:
- Kiedy to było... Chyba sto lat temu.
- Nie przesadzaj. Takie stare to nie jesteśmy - skwitowała Kuszyńska i obie parsknęły śmiechem. Popijając gorącą herbatę, wracały pamięcią do dawnych zdarzeń. Cieszyły się, iż pomimo upływu lat wciąż się spotykają i mogą spędzać czas na pogawędkach takich jak ta.
- Tak jest najpiękniej, tak normalnie... - podsumowała Lena, zaś jej przyjaciółka przytaknęła.
Wkrótce dołączyli do nich panowie. Stwierdzili bowiem, że bilard nie jest jednak ich mocną stroną. Po żartobliwej wymianie zdań zdecydowali się zagrać w kalambury. W takiej radosnej atmosferze upłynęło im całe popołudnie.

Następnego dnia rano udali się na stok. Około dwóch godzin jeździli na nartach, by zaraz potem zjeść wczesny obiad i wyruszyć w drogę powrotną. Tydzień minął im na dyżurach. Mieli je osobno, w związku z czym dopiero sobotę mogli wreszcie spędzić razem spokojnie w domu. Zapadł już zmrok, gdy rozmawiali z Mejerami. Przede wszystkim słychać było Adasia, który wcale nie zamierzał pójść spać.
- Niech wujek opowie mi najpierw bajkę jak kiedyś, jak byli u nas z ciocią - upierał się.
- Ale ja już jej nie pamiętam - skwitował Witek.
- To nic. Wymyśl nową albo sobie napisz i mi ją przeczytaj - poradził rezolutnie, co wywołało śmiech dorosłych.
- Proszę, proszę! - malec nie dawał za wygraną.
- No masz! Chwila, moment, zaraz coś wymyślę - rzekł w końcu Latoszek z zrezygnowaną miną, podczas gdy chłopiec wpatrywał się w niego wyczekująco. Chcąc, nie chcąc, kilka minut później mężczyzna opowiadał obiecaną bajkę. Była podobna do poprzedniej, jednak Adasiowi zupełnie to nie przeszkadzało. Siedział grzecznie i uważnie wsłuchiwał się w każde słowo.
- I żyli długo i szczęśliwie - zakończył Witek, zerkając na ekran komputera. Wtedy chłopczyk uśmiechnął się szeroko i podziękował. Posłał cioci i wujkowi buziaki na dobranoc, a potem Alicja zabrała go do jego pokoju, natomiast Jacek kontynuował rozmowę z przyjaciółmi. Bogdan przesłał już Latoszkom zdjęcia z ich wspólnego wyjazdu. Właśnie je oglądali i pokazywali Mejerowi.
- Jak w bajce... - powiedziała Lena pół żartem, kiedy na ekranie pojawiła się kolejna fotografia: przytuleni i roześmiani stali razem we dwoje na tle pięknego zimowego krajobrazu.
- Tak, tak - przytaknął Latoszek swoim zwyczajem. Podobnie jak żona wracał myślami do weekendowego wypadu, jednak i inna sprawa nie dawała mu spokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:05, 18 Cze 2017    Temat postu:

Część 135


jeśli tylko szczęście widzieć chcesz...

W poniedziałkowy poranek Latoszek zaparkował na przyszpitalnym parkingu. Po wyjściu z samochodu rozejrzał się wkoło i znów go zobaczył. Ostatnio widywał go coraz częściej. A może tak mu się tylko wydawało? Pokręcił głową. Nie mógł przestać o tym myśleć.
- Cześć! - usłyszał nagle za swoimi plecami.
- Cześć, cześć. - odwrócił się do podchodzącego do niego Sambora, który zaraz zapytał:
- Co ty taki zamyślony od rana?
- Aaa, tak jakoś. Nic szczególnego - odparł Witek wymijająco. - A co tam u was? - postanowił zmienić temat.
- W porządku - stwierdził Michał. - Jak się zobaczymy pojutrze, to sobie pogadamy na spokojnie, a nie tak w biegu tylko - zapowiedział.
- Tak, tak; w środę się widzimy - potwierdził Latoszek, zerknąwszy do tyłu.
- Mam nadzieję. Krzysiu też już się doczekać nie umie - oznajmił Sambor, co wywołało uśmiech na twarzy jego kolegi. Witek lubił bowiem tego malca oraz te spotkania. Wiedział doskonale, że Lena również.
- No masz! Znowu przegram, ech... - zażartował i obaj się roześmiali.
Mieli już wchodzić do szpitala, gdy Latoszek ponownie dostrzegł kręcącego się w pobliżu mężczyznę.
- Popatrz tam - rzekł cicho do idącego obok kolegi. - Znasz tego gościa? - spytał, wskazawszy dyskretnie palcem w jego kierunku.
- Nie, nie kojarzę. A o co chodzi? - zainteresował się Michał.
- W sumie to o nic, tylko coś ciągle na niego trafiam - skwitował.
- Ale tylko tutaj czy gdzieś jeszcze? - dopytywał się Sambor.
- Tutaj, tutaj. - Witek otworzył drzwi.
- Czyli pewnie to pacjent albo ktoś z rodziny - ocenił chirurg. - Pewnie przypadek, nie ma się czym martwić. - wszedł do środka.
- Nie ma się czym martwić... - powtórzył Latoszek, jednak z zdecydowanie mniejszym przekonaniem niż kolega.

Zajęty swoimi obowiązkami nie miał zbyt wiele czasu na podobne rozmyślania. Ponadto po tej porannej rozmowie coraz bardziej prawdopodobne zaczęło mu się wydawać, że to rzeczywiście musiał być przypadek. "Po co ktoś miałby obserwować Lenę albo mnie? Po co? Przecież to nie ma sensu..." - tłumaczył sam sobie, ponieważ nie znalazł żadnego powodu. Wtedy nie wiedział, że taki owszem istnieje i pozna go jeszcze dziś.

Kiedy po skończonym dyżurze szedł w stronę parkingu, usłyszał nagle za swoimi plecami:
- Dzień dobry.
Obrócił się i na moment znieruchomiał. Zupełnie nie spodziewał się zobaczyć tego, kogo właśnie zobaczył.
- Dzień dobry, ja... - zaczął znowu dwudziestokilkuletni brunet.
- Dzień dobry. O co chodzi? - Witek zadał wreszcie nurtujące go pytanie.
- Pan Latoszek, prawda? - spytał młody mężczyzna, zaś drugi skinął głową, rozumiejąc coraz mniej. - Nazywam się Marcin Molski - oświadczył.
- I? - lekarza zaczęła już irytować cała ta sytuacja.
- Wiem, że panu to nic nie mówi. Chciałem tylko... Bo ja... Jestem bratem Mileny, pana żony - wydusił z siebie wreszcie brunet, natomiast Latoszek wziął głęboki oddech.

Powoli przekręcił klucz w drzwiach i wszedł do domu. Dawno nie miał takiego mętliku w głowie.
- Jesteś nareszcie. - rozpromieniona Lena podeszła do niego.
Witek w odpowiedzi uśmiechnął się ciepło, po czym pocałował ją w policzek:
- Jak ci minął dzień?
- Dobrze. Zosia wpadła z wizytą... - opowiadała, gdy przechodzili do kuchni. - Podobno Amelka już się szkoli, żeby następnym razem wygrać z tobą w karty. Masz się szykować na rewanż. - zachichotała. - Co jest? - utkwiła wzrok w milczącym mężu.
- Nic, nic. - otworzył szafkę, by wyjąć z niej kubki. - No masz! To ja też muszę poćwiczyć, bo nie będę miał z nią szans - dodał szybko.
- Na to wygląda. Wygląda mi też na to, że coś się stało. - usiadła na krześle. - Co jest?
- Nic takiego, po prostu trochę zakręcony dzień. - starał się nie patrzeć jej w oczy.
- Ciężki przypadek? - dociekała.
- Tak, dokładnie tak... - odpowiedział.
- Udało ci się dojść, co dolega temu pacjentowi? - przyglądała mu się uważnie. - Może będę mogła ci pomóc.
- Tak, tak, udało się - zapewnił ją. - Ale dobra, koniec o pracy. Co tam jeszcze Zośka mówiła? A dzwonił może Pawica? - zasypywał ją pytaniami, chcąc opóźnić to, co zamierzał jej powiedzieć. Starał się znaleźć jak najlepsze wyjście z sytuacji, w której został postawiony.

Posiadana wiedza ciążyła mu coraz bardziej, dlatego już kilkakrotnie próbował przekazać ją Lenie. Wciąż jednak rezygnował. Spoglądał w jej roześmiane oczy i nie potrafił. Leżeli już w łóżku, gdy zaczął znowu.
- Posłuchaj... - urwał, nadal nie wiedząc ani co, ani jak powiedzieć.
- Słucham. Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? - zaczynała się już niepokoić.
- Właściwie to o nic - skwitował, rzucając w nią poduszką. Rozjaśniła się i odrzuciła ją w jego stronę.
- O nic? - powątpiewała.
- Właściwie to... Chodzi o to, że nie wiem, jak ci o powiedzieć - przyznał.
- Najlepiej jak najszybciej - poradziła mu pół żartem, pół serio.
- Prawda. Chodzi o to, że... - zrobił dłuższą przerwę i nachylił się ku niej. - Kocham cię - szepnął jej do ucha, a wtedy kobieta uśmiechnęła się szeroko:
- Ja ciebie też.
Następnie wtuliła się niego i zasypiała spokojnie, podczas gdy on gładził ją delikatnie po włosach. Z jednej strony karcił się w duchu, z drugiej - cieszył się, że jej tego oszczędził. Wsłuchując się w jej miarowy oddech, utwierdzał się w przekonaniu, iż robi to dla jej dobra. Nie chciał jej jednak okłamywać. Był wściekły na ojca Leny - za to, że skrzywdził ją i jej matkę. Za to, że teraz pojawia się znikąd i znów może to zrobić. "Już samo się jego pojawienie będzie dla nich ciosem..." - pomyślał. Był na niego wściekły także za to, że wciągnął go w to. Jeszcze nigdy nie widział tego faceta, ale wzbudzał w nim same negatywne uczucia. Od dziś nie znosił go jeszcze bardziej. Miał cichą nadzieję, że mimo wszystko choć trochę zależy mu na córce i przyjmie do wiadomości, że najlepiej dla niej będzie, jeśli zostawi ją w spokoju.

https://www.youtube.com/watch?v=n7fXVp9YNQw


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:54, 02 Lip 2017    Temat postu:

Część 136


tego pragnę najbardziej...



W przeciwieństwie do Leny Witek długo nie umiał zasnąć. Chciał ją chronić przed tymi wiadomościami. Miał jednak coraz więcej wątpliwości, czy postępuje słusznie. Nie miał pojęcia, czego się może spodziewać po jej ojcu i to nie przestawało go dręczyć. Na tyle, na ile dane mu było go "poznać", przeczuwał, że niczego dobrego. Dlatego był jeszcze bardziej zły na siebie, że dał się w to wszystko wplątać. Nagle przez głowę przemknęła mu myśl, która nie dała mu spokoju aż do rana. Zastanawiał się, co będzie gorsze dla śpiącej obok kobiety: pojawienie się ojca czy to, że on tę informację przed nią zataił.

- Cholera! - syknął cicho, dotknąwszy czajnika. Szybko odkręcił kran i włożył rękę pod strumień zimnej wody. Nie potrafił się na niczym skupić. Dopiero woda nie tylko złagodziła lekkie poparzenie palców, ale i orzeźwiła jego samego. Wziął głęboki oddech. Po chwili zakręcił kurek i zalał wrzątkiem dwa kubki z kawą. Wtedy do kuchni weszła Lena.
- Dzień dobry! - uśmiechnęła się. - Co tak wcześnie? Spać nie możesz?
- Dzień dobry! - podał jej jeden z kubków. - Aaa, tak jakoś... - utkwił wzrok w jej twarzy.
- Co się tak patrzysz na mnie? - napiła się kawy.
- Aaa, tak jakoś... - powtórzył już nieco radośniejszym i pewniejszym tonem, dzięki czemu nie wzbudził w żonie żadnych podejrzeń.Śniadaniu towarzyszyła więc beztroska wymiana zdań. Wprawdzie Latoszek kilka razy zamierzał poruszyć drażliwy temat, jednak żaden moment nie wydawał się mu być odpowiedni. Taki natrafił się dopiero po telefonie od mam. Podjął decyzję w mgnieniu oka. "Teraz albo nigdy" - pomyślał.
- Kiedyś nie uwierzyłbym, że mama jeszcze tak po prostu do mnie zadzwoni i zapyta, co słychać - zaczął.
- Dobrze, że teraz wszystko już w porządku. - nie ukrywała swego zadowolenia.
- Tak, tak - potwierdził. - Wiesz, ostatnio rozmawiałem z nią o ojcu. Stwierdziła, że byłby ze mnie dumny - wspominał.
- Na pewno. - rozjaśniła się.
- Taa... - mruknął. - Ale wiesz co? Właściwie to chciałbym się z nim zobaczyć, porozmawiać... - wyznał, zaś Lena skinęła głową. - A ty? - spytał ciszej.
- Oczywiście, że chciałabym go poznać - oznajmiła.
- Tak, tak. Tylko... Chodziło mi o twojego ojca - doprecyzował, a wtedy z twarzy kobiety zniknął goszczący na niej dotąd uśmiech i nic nie odpowiedziała. Zaczęła zbierać ze stołu talerze i sztućce.
- Słuchaj... - wstał z krzesła.
- O nie, nie... - usiłowała zachować spokój. - Każdy ma coś takiego, o czym chciałby zapomnieć. - przesuwała widelce wte i wewte.
- Wiem, rozumiem - zapewnił ją ciepło, po czym spojrzeli na siebie.
- To po co pytasz, skoro wiesz? - odwróciła wzrok. - Nie, nie chciałabym go spotkać. Nigdy. Od lat go nie ma i chcę, żeby tak zostało - rzuciła chłodno. Następnie odniosła naczynia do zlewu, uznając tym samym rozmowę za zakończoną.

Jej odpowiedź Witek przekazał Marcinowi. Miał ogromną nadzieję, że to już koniec tej sprawy. Mylił się, gdyż jeszcze tego samego dnia młody mężczyzna zagadnął nieświadomą niczego Lenę i sam opowiedział jej wszystko.

Zerknął na zegarek - powinna już być. Zaczął się powoli niepokoić. Miał właśnie do niej dzwonić, gdy pojawiła się w drzwiach. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, wszystko w porządku. - celowo zrobiła dłuższą przerwę, odkładając w tym czasie kurtkę. - Oprócz tego, że poznałam dziś swojego brata, to wszystko w porządku. - odwróciła się.
- Posłuchaj... - odezwał się po chwili.
- Słucham. - spoglądała na niego wyczekująco.
- Dobra, moja wina. Nie chciałem ci tego mówić. Nie wiedziałem zresztą jak. Potem próbowałem, no i stąd tamta rozmowa. Wyszło jak wyszło... Sama mi powiedziałaś, że nie chcez go widzieć, więc to powtórzyłem temu chłopakowi - tłumaczył. - Myślałem, że problem sam się rozwiązał.
- Nie, problem się nie rozwiązał. Poza tym nie powiedziałeś mi całej prawdy - zauważyła z wyrzutem.
- Nie mogłem, bo nie chciałaś słuchać - skwitował.
- Bo nie wiedziałam, o co chodzi - rzekła chłodno.
- Bo... - zaczął i urwał, patrząc w jej smutne oczy. - Przepraszam - powiedział bezradnie.
W milczeniu przeszli do pokoju. Trwająca cisza obojgu wydawała się być nie do zniesienia. Kobieta odezwała się pierwsza:
- Po co on wrócił?
- Nie wiem - przyznał zupełnie szczerze. - Trudna sprawa, może dla niego też - wyrwało mu się. Zaraz pożałował, iż w porę nie ugryzł się w język.
- Bronisz go? - podniosła głos.
- Nie. Po prostu próbuję... - zmarszczył czoło.
- No to nie próbuj! - przerwała mu ostro.
- Po prostu próbuję zrozumieć tę sytuację - dokończył mimo wszystko. - Też mi się to nie podoba. On w ogóle mi się nie podoba - oznajmił miękko. - A myślałem, że to ja jestem skomplikowany - dodał niby żartem, na co Lena roześmiała się. Witek odetchnął z ulgą, lecz nie na długo. Po chwili bowiem jej twarz znów przybrała chmurny wyraz, świadczący o tym, że złość na niego wcale jej nie minęła. Rzeczywiście była zła - na męża, ojca, brata; na siebie też. Była wściekła na cały świat.
- Naprawdę sądzisz, że cokolwiek jest w stanie go usprawiedliwić? - zapytała po dłuższej chwili. Nie czekając na jego reakcję, kontynuowała: - Wraca nagle po tylu latach, nie wiadomo skąd, nie wiadomo po co. Do tego nie zjawia się sam, tylko wysyła swojego syna, mojego domniemanego brata, bo on sam "podobno" - zarysowała palcami znak cudzysłowu - trafił do szpitala. - wyrzuciła z siebie jednym tchem. Odczuwała nieznośny ciężar wspomnień oraz sprzecznych uczuć.
- Byłby zdolny do tego, żeby to wymyślić? - podszedł bliżej.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. - głos jej zadrżał, a w oczach pojawiły się łzy. Kiedy Latoszek delikatnie położył dłoń na jej ramieniu, wtuliła się w niego i rozpłakała całkowicie. - Wszystko będzie dobrze, damy sobie radę - pocieszał ją, gładząc po włosach.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
- poziom 5.



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:50, 22 Paź 2017    Temat postu:

Część 137


Życie ma tak wiele barw,
najpiękniejszą jesteś ty...


Po dłuższej chwili powoli wyplątała się z jego objęć.
- Właśnie tego chciałem uniknąć. - popatrzył w jej mokre od łez oczy. Jej spojrzenie nadal było pełne żalu, ale teraz pojawiło się w nim również zrozumienie. Skinęła głową, po czym podeszła do okna i w milczeniu wpatrywała się w wirujące za szybą płatki śniegu. Witek nie przestawał się jej przyglądać.
- Widziałem się z nim dwa razy - odezwał się niepewnie. - Za pierwszym przedstawił mi się, powiedział, o co chodzi. I tyle... - urwał, zbierając myśli i starając się dobrać odpowiednie słowa. - Podał kilka faktów, wszystko się zgadzało...
- Tak. - przerwała mu nagle. - To prawda, wszystko się zgadza. Założył sobie nową rodzinę. - nie kryła smutku i złości. - Zniknął z naszego życia, a teraz niby co?! To bez sensu... Ten Marcin tyle o mnie wie, a ja nie miałam nawet pojęcia, że on istnieje! - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Moment, ja nawet nie miałam pewności, czy mój oj.., czy on w ogóle jeszcze żyje, a co dopiero mówić o jakimś niby bracie... - próbowała zapanować nad drżącym głosem, lecz przychodziło jej to z coraz większym trudem. Wtedy mężczyzna podszedł bliżej, stanął za jej plecami i położył swoją dłoń na jej ramieniu. Trwającą ciszę przerwał dzwoniący telefon Latoszka.
- Odbierz - poprosiła cicho, klepiąc go po ręce.
- Jak sobie jaśnie pani życzy - skwitował z nutką ironii, by rozładować napiętą atmosferę. Udało mu się, bowiem Lena od razu się rozjaśniła.
- Życzy, bardzo życzy - odparła niby żartem.
- Tak, tak. - podszedł do szafki, na której leżała jego komórka. - Pawica. - zerknął na wyświetlacz. - Cześć, co tam? - odebrał. - Kiedy będziesz? No, to świetnie. To widzimy się za dwa tygodnie. - uśmiechnął się szeroko, podobnie jak jego żona. Oboje bowiem ucieszyli się na wieść o przyjeździe dawno niewidzianego przyjaciela. Wymienili z nim jeszcze kilka zdań i pożegnali się. Zaraz potem zaczęli planować, co będą wtedy wspólnie robić. Nie wracali do tamtej przerwanej rozmowy, choć nie przestawali o niej myśleć.

Tej nocy to Lena nie potrzafiła zasnąć. Ilekroć zamykała oczy, miała przed sobą zapamiętaną z dzieciństwa twarz ojca. Wciąż powracało do niej również spojrzenie poznanego dziś brata. Musiała przynać, że pomimo całej tej sytuacji wywarł na niej dobre wrażenie. Był nieco speszony, ale nie brakowało mu odwagi i pewności siebie. Widziała, iż to spotkanie jest dla niego tak samo krępujące jak dla niej. Nie był natarczywy, nie nalegał zbytnio. Przekazał jedynie to, co miał do przekazania od ojca. "Mój ojciec... Znaczy twój, nasz..." - wspominała w myślach jego zakłopotanie. Stwierdziła, że z biegiem czasu mogłaby go polubić. "Nie, nie!" - zganiła sama siebie. "Przecież widziałam go pierwszy i ostatnie raz, więcej się już nie zobaczymy. I całe szczęście..." - westchnęła i po raz kolejny obróciła się na drugi bok.

Trzy kolejne dni również nie przyniosły żadnej wzmianki na ten temat ani nowych wieści. Dopiero po kolacji Lena oznajmiła nagle:
- Jakoś dziwnie spokojnie.
- To chyba dobrze. - Witek zerknął na nią. - Czy nie?
- Właśnie nie wiem... - zamyśliła się, po czym usiadła na kanapie. - A co, jeśli to cisza przed burzą?
- O tej porze roku to najpewniej śnieżna, ale się nie zanosi. - zajął miejsce obok kobiety, podczas gdy ona spoglądała na niego z wyrzutem. - No co? - udał, że nie rozumie, o co jej chodzi. - A co chciałaś usłyszeć? Że jutro tak po prostu opowiemy o wszystkim twojej mamie i ona to przyjmie całkiem spokonie i w ogóle? - mówił łagodnie, na co żona skinęła głową.
- Więc co: mam jej nic nie mówić? - spytała.
- Jeżeli mamy za to potem oberwać tak, jak ja oberwałem, to może lepiej powiedzmy jej od razu - rzekł niby żartem, a wtedy Lena uśmiechnęła się lekko:
- Dobra, zrozumiałam aluzję.
- No i bardzo dobrze - skwitował, za co otrzymał kuksańca w bok. - Nie możemy też wykluczyć, że twoja mama już wie. Może z nią też już próbował się skontaktować - dodał już poważniej.
- Myślałam o tym, ale raczej nie - oświadczyła. - Przynajmniej, gdy ostatnio dzwoniła, nic na to nie wskazywało.
- Dobra, no. A jeśli wie? - pytająco zmarszczył brwi.
- A jeśli nie? - spojrzała mu w oczy. Tak bardzo chciałaby, żeby podjął za nią tę decyzję. Nie wiedziała, co zrobić.
- A jeśli... Dobra. - przybrał poważny wyraz twarzy. - Sprawa wygląda tak: nie powiedziałem ci, wściekłaś się. Wolałabyś więc, żebym to ja ci to powiedział? - zmarszczył czoło.
- Tak, wolałabym dowiedzieć się od ciebie - przyznała.
- Więc masz odpowiedź - podsumował miękko, zaś kobieta westchnęła. Wysiliła się na uśmiech, starając się oddalić przerażenie oraz myśli krążące jej w głowie.
- Mam, mam: ty jej powiesz - skwitowała po chwili.
- Nie, nie. Aaa, już rozumiem. Chcesz, żebym to był ja, bo jestem jej ulubionym zięciem. - postanowił rozładować atmosferę i rozweselić żonę.
- Oczywiście! - rozchmurzyła się nieco. - Przecież wiem, jak za sobą przepadacie.
- Oczywiście! - przedrzeźniał ją. - Początki nie były łatwe, ale teraz już się lubimy.
- Oj tak. - oparła się o jego ramię.
- Ty za to jesteś ulubioną synową od pierwszego wejrzenia - stwierdził ciepło.
- Oczywiście! - zachichotała, wracając myślami do pierwszego spotkania z teściową. - Wiesz, chyba łatwiej mi było pojechać do twojej mamy, niż zobaczyć się z ojcem - powiedziała.
- Bo wtedy cię to nie dotyczyło - zauważył.
- Jasne, że dotyczyło! - obruszyła się.
- Tak, tak, ale nie bezpośrednio - wyjaśnił. - Chodziło o moją matkę, a nie twoją i to nie ty byłaś z nią skłócona - podkreślił spokojnie, a kobieta przyznała mu rację.
- Twoją mamę byłam w stanie zrozumieć, za to mojego ojca nie potrafię - wyznała cicho, wtulając się w niego mocniej.
- Ja też nie - szepnął, gładząc ją po głowie. Po raz kolejny żałował, iż sam się z nim nie spotkał.

Wizyta w Toruniu nie różniła się niczym od wielu poprzednich. Nic nie zakłócało radosnego nastroju, dlatego Lena zdążyła się uspokoić. Nie podjęła wprawdzie decyzji, czy i kiedy opowie mamie o dręczącej ją sprawie. Witek natomiast obiecał jej, iż sam nie poruszy tego tematu. Szybko jednak okazało się, że ledwo co odzyskany spokój okazał się być tylko pozorny. Zgodnie z tym, co przeczuwała pani Latoszek, była to cisza przed burzą. Ta rozpętała się, gdy ni stąd, ni zowąd jej mama oznajmiła, że poznała ostatnio Marcina. Bez ogródek dodała również, iż to syn jej byłego męża. Twarz Starskiej zdawała się nie wyrażać żadnych emocji, w przeciwieństwie do Latoszków. Lena w tym momencie straciła wszelką odwagę i pewność siebie. Doskonale wiedziała, iż mama zaraz wybuchnie. Nie pomyliła się.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! - pani Maria rzuciła córce oskarźycielskie spojrzenie. - Kazałam mu dać nam spokój i nie kontaktować się z tobą, a czego się dowiedziałam? Że on już z tobą rozmawiał! Czy ty wiesz, jak ja się wtedy czułam? - mówiła podniesionym głosem.
- Tak się składa, że akurat wiem... - odpowiedziała cicho, spoglądając przy tym na męża. - Dla mnie to też jest trudne... - zaczęła, lecz zdenerwowana Starska weszła jej w słowo:
- Jak mogłaś zrobić coś takiego! Jak w ogóle mogłaś się z nim spotkać?! Po co?
- Właściwie to... - wtrącił nagle Latoszek, co ściągnęło na niego wzrok trzech obecnych w pomieszczeniu kobiet - to ja pierwszy się z nim widziałem. - przełknął ślinę.
- Co?! - pani Maria nie dowierzała własnym uszom. - No pięknie! Czegoś jeszcze nie wiem? - oburzona zaczęła bez celu krążyć po pokoju, po czym zwróciła się do zięcia: Sądziłam, że zależy ci na dobru Leny, a ty...
Tym razem to Witek myślał, że się przesłyszał. Nie odezwał się już jednak ani słowem.
- Mamo! - Lena zawołała za wychodzącą kobietą, lecz ona nie odwróciła się i wyszła do drugiego pokoju. - Niepotrzebnie... Nie musiałeś... - pani Latoszek posłała mężowi zrezygnowane spojrzenie i poszła za matką.
- Coś jeszcze?! - rzucił rozgoryczony mężczyzna do stojącej obok mamy, która nie uczestniczyła w rozmowie, choć stała się jej mimowolnym świadkiem. Pani Jadwiga podeszła bliżej i położyła swoją dłoń na jego ramieniu.
- Dzięki. - wziął głęboki oddech i delikatnie pogładził ją po ręce. Oboje uśmiechnęli się do siebie.
W pomieszczeniu obok emocje nie opadły tak szybko. Kobiety nie odzywały się do siebie, rzucając sobie tylko ukradkowe spojrzenia.
- Pytałaś, jak mogłam się z nim spotkać... - Lena pierwsza przerwała trwającą ciszę. - Tak samo jak ty. Po prostu do mnie przyszedł, do ciebie też. Ja go nie szukałam: ani jego, ani jego ojca - po tych słowach poczuła na sobie wzrok matki. Niezrażona brakiem odpowiedzi młoda kobieta kontynuowała: - Kilka dni temu byłam tak samo wściekła. Poznałam Marcina i to od niego dowiedziałam się, że Witek już z nim rozmawiał. Dlatego rozumiem, że ty teraz... Dlatego chciałam ci powiedzieć sama, ale nie wiedziałam jak... - opowiadała.
- Rozumiem, ja to naprawdę rozumiem, ale postaraj się też zrozumieć mnie - odezwała się pani Maria, podchodząc bliżej córki.
- Rozumiem. To jest trudne, dla nas obu. - wzięła dłoń mamy w swoją. - Nie wiem, po co wrócił. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Dla mnie liczysz się tylko ty - mówiła drżącym głosem, zaś Starska ścisnęła mocniej jej dłoń. Obie miały łzy w oczach, ale uśmiechały się do siebie.
- Obiecaj mi, że się z nim nie zobaczysz - poprosiła pani Maria, a Lena spojrzała na nią. "Z nim..." Dobrze wiedziała, o kogo chodzi. Biła się z myślami, lecz wiedziała, że nie może, nie powinna podjąć innej decyzji.
- Obiecuję - zapewniła, przytulając się do mamy.

Do domu dotarli późnym wieczorem.
- Jak dobrze, że ten dzień się już kończy. - Lena usiadła w fotelu.
- Tak, tak - zgodził się Latoszek. - A ty się gdzieś jeszcze wybierasz? - wskazał na płaszcz, który wciąż miała na sobie.
- O nie, nie. Dość wrażeń na dziś - odrzekła. Kiedy wieszał jej okrycie na garderobie, rozległ się dźwięk domofonu.
- Kogo tam niesie o tej porze... - mruknął. - Halo, jest tam kto? - mówił do słuchawki, ale nikt się nie odzewał. - Pomyłka chyba - poinformował, wracając do pokoju.
- Albo ktoś się wygłupia. Wszystko jedno; całe szczęście, że nikt nie przyszedł - uznała.
- Tak, tak. - ulokował się na oparciu fotela.
- Nie za wygodnie ci? - roześmiała się.
- Nie - odparł wesoło.
- Tak myślałam - skwitowała rozbawiona. Pomimo zmęczenia i ciężkiego dnia długo jeszcze rozmawiali i przekomarzali się. Z włączonego cicho radia dobiegała piosenka:
https://www.youtube.com/watch?v=XgBg1vpcgfQ


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lenka11




Dołączył: 31 Lip 2016
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:30, 22 Paź 2017    Temat postu:

Jestem zauroczona twoim opowiadaniem o LiL oby tak dalej! <3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Anita Sokołowska Strona Główna -> Anita w serialach Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 129, 130, 131
Strona 131 z 131

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin